sobota, 14 lutego 2015

Bo życie czasami jest do dupy




Permanentny leń. Dzień, dwa, może tydzień. U mnie trwa od ponad dwóch tygodni. Nie chce mi się biegać, ćwiczyć, czasami nawet wychodzić z domu. Kiedy myślę o bieganiu to ogarnia mnie złość, pewnie przez to, że codziennie dręczą mnie wyrzuty sumienia, związane z tym, że jestem zbyt leniwa by ruszyć dupę z domu... Krew mnie zalewa kiedy Weronika gada ile przebiegła, albo nawet kiedy widzę zupełnie mi obcych biegaczy mijanych o różnych porach dnia (im później tym bardziej mnie to denerwuje, bo jak może im się chcieć kiedy mi się nie chce?!)




Zaczęłam się zastanawiać z czego to może wynikach. Tu nie chodzi o to, że już nie lubię biegania czy ćwiczeń. Po prostu mam wrażenie, że nie mam na to obecnie siły. Wolę iść na spacer z chłopakiem lub psem, posiedzieć na kanapie  z książką i ulubioną herbatą, najlepiej pod ciepłym kocykiem i przy wyciszającej muzyce. Takie zachowanie wydaje mi się zupełnie bezsensowne i zarazem niezwykłe. Nigdy nie należałam do osób leniwych, a wręcz przeciwnie- do tych aktywnych, które nie wysiedzą długo na jednym miejscu. Dlatego coraz bardziej zaczyna mnie martwić moje zachowanie.
Na początku myślałam, że to wszystko wynika z ogólnego przemęczenia i stresu, związanego z egzaminem dyplomowym (swoją drogą jestem już inżynierem :P). Ale ten egzamin był pół miesiąca temu! a podczas nauki średnio z milion razy dziennie myślałam o tym, żeby iść pobiegać. jednak za każdym razem z czystego rozsądku dochodziłam do wniosku, że nie mogę sobie pozwolić na stracenie ponad godziny na samo bieganie, plus kolejnej na ogarnięcie się po treningu. W tym czasie każda minuta była dla mnie cenna, co nie zmienia faktu, że miałam straszną ochotę pobiegać.
A teraz? Jedna wielka dupa... Totalny leń mi się załączył i za cholerę nie mogę się zmusić nawet do małego, takiego tyci- tyci biegania. A najgorsze jest to, że w kwietniu jest półmaraton, na który razem z Weroniką się zapisałyśmy. A biorąc pod uwagę to ile ostatnio biegam, to prędzej umrę na rasie niż ukończę bieg.... 
Wiem, że nie powinnam się zmuszać i nikt nie może mnie do ruszenia dupy namawiać, bo mam tak durny charakter, że po prostu się nie ruszę. Bardziej się tylko zdenerwuję i wyjdzie z tego jedno wielki NIC. Nawet jeśli pójdę z przymusu to wiem, że to nie będzie dla mnie przyjemne, a raczej uznam to za karę. A nie chcę żeby bieganie stało się dla mnie swego rodzaju obowiązkiem...
Może jutro, albo w przyszłym tygodniu będzie lepiej? Może znowu ogarnie mnie ta biegowa euforia? Może znowu poczuję to magiczne coś, to wyjątkowe uczucie, które sprawia, że chce się robić wszystko? Może... [W.S.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...