poniedziałek, 13 kwietnia 2015

I po półmaratonie!


Jesteśmy już po naszym pierwszym PÓŁMARATONIE, który odbył się w Poznaniu. Do teraz nie możemy uwierzyć, że udało nam się pokonać ponad 21 kilometrów. Przez całą trasę euforia mieszała się z radością, lękiem o kolejne kilometry i zmęczeniem. Nie powiem, że było łatwo, ale na pewno było WARTO. Ten dzień jest nasz i nikt nam go nie zabierze. Pozostanie w naszych głowach jeszcze na długo, bo podobno pierwszy taki bieg pozostaje na zawsze :)




Niedzielę zaczęłyśmy bardzo wcześnie, bo chwilę po 6. Poranna toaleta, mocna kawa i śniadanie- u Weroniki bułeczka z powidłami, a u mnie owsianka. Przebrałyśmy się w stroje, przypięłyśmy numery startowe i ruszyłyśmy na tramwaj, bo nie miałyśmy pewności czy z Jeżyc damy radę dojechać autem. Jak się później okazało, ruchu na drogach nie było (pewnie każdy wziął sobie do serca, że jest półmaraton i nie ma co się pchać na ulice).


Spotkanie na Termach Maltańskich z rodzicami (pochwalę się, że mój tata też brał udział w biegu i do tego miał lepszy czas od nas!) i spacerkiem z dobrymi humorami ruszyliśmy na linię startu.
Ludzi było pełno, bo w końcu ponad 8 tysięcy! Każdy się śmiał, śpiewał i oczywiście rozgrzewał. A właśnie- miała być wspólna rozgrzewka i jakoś jej nie zarejestrowałyśmy i z tego co wiem, ludzie, którzy byli w strefie B też nie. Trudno. Rozgrzaliśmy się sami i chyba z dobrym skutkiem, bo przez cały dystans nie bolały nas nogi, a to było dla nas najważniejsze.




Wybiła godzina 10... i ruszyliśmy, pierwsze metry to raczej był marsz a nie bieg. Dopiero po ok  5 minutach można było spokojnie biec. Jezu te emocje, przez pierwsze kilometry uśmiech nie schodził nam z ust. Tyle ludzi, w tym samym miejscu, robi to samo co ty, niezależnie od tego ile kto ma lat, niezależnie od płci było widać, że wszyscy to kochają. I to chyba było najlepsze z całego półmaratonu.
Nie będę opisywać każdego kilometra ze szczegółami, bo nie ma sensu, a nie każdy wystarczająco dobrze pamiętam. Mogę tylko powiedzieć, że najgorsze były ostatnie 4. Zbyt łapczywie piłam wodę i od 17 kilometra męczyła mnie największa i najgorsza na świecie kolka. Takiego bólu jeszcze nigdy nie czułam. I gdyby nie to, że biegłam z Weroniką, która się na mnie darła, że dam radę i nie mam iść, to bym tego półmaratonu nie ukończyła w biegu. Dopiero wczoraj doceniłam towarzystwo drugiej osoby podczas biegu. Pozwala to na przesuwanie swoich granic wytrzymałości do tego stopnia, że na ostatnich metrach udało nam się nawet przyspieszyć.
Lubię trenować sama. Jednak jeśli chodzi o powiększanie dystansu, poprawianie czasu i właśnie przebiegnięcie półmaratonu, to warto dzielić ten czas z drugą osobą. To naprawdę pomaga, wręcz uskrzydla. Dodaje sił i pozwala pokonać samego siebie.
Mimo ogromnego wysiłku, zmęczenia i dzisiejszych zakwasów podjęłyśmy się kolejnego wyzwania. Właśnie dzisiaj zapisałyśmy się na kolejny półmaraton, tym razem we Wrocławiu i to nocny. Miejsc coraz mniej, więc jeśli ktoś tak jak my dał się pochłonąć biegowej atmosferze to odsyłamy do strony www.


Źródło: https://www.facebook.com/pages/Sandra-Afek-Photography/317621921761508



Na koniec chciałyśmy serdecznie pogratulować wszystkim tym, którzy tak samo jak my debiutowali i pokonali samych siebie. Gratulujemy oczywiście również wszystkim pozostałym, bo każdy zasługuje na podziw i przede wszystkim powinien być dumny sam z siebie, bo to nie lada wyczyn pokonać taki dystans. Jesteśmy super! WSZYSCY :)

2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...